wtorek, 27 listopada 2007

fotki

Ja tez domagam sie fotek, nie tylko lud. Ale znow zapomnialam zabrac do kafejki kabla od komputera, obiecuje, ze fotki beda. Dzis po poludniu jedziemy juz do Rajasthanu, do Jaipuru.
A zapomnialam jeszcze o wczorajszej ciekawej rzeczy - otoz jak tak sobie jezdzilismy po Agrze, nasza uwage przykuly brazowe placuszki rozlozone przy drodze. Placuszki te to krowie (a moze i inne) placki, ktore ulepione przez kobiety susza sie na sloncu, a potem sluza jako opal.

pierwsze wrazenia

Pierwszy szok kulturowy mam juz za soba;-)
Lotnisko w Delhgi przywitalo mnie tym, co sobie wyobrazalam o Indiach - ogromnym tlumem ludzi, krzykiem i roznorodnoscia barw. Gdyby nie mily pan, ktory wyprowadzil mnie z tlumu, nie wiem, jak bym sie odnalazla. Ale sie odnalezlismy i dojechalismy do hotelu.
Mieszkalismy w dosc obskurnej dzielnicy Pahar Ganj - czulam sie, jak w centrum gigantycznej Szutki;-) (dla niewtajemniczonych - dzielnica cyganska w Skopje). Podobno spalismy w calkiem fajnym hotelu;). Kawalek dalej od Pahar Ganj jest w sumie normalne duze - ogromne!! - miasto. Wszystko jest bardzo glosne i kolorowe. Ale czuje sie calkiem swojsko - taka Macedonia w wersji hard! I jakie piekne kobiety, male dzieci tez - mam w stosunku do nich takie ciagoty, jak do malych Cyganiatek;-)
Wczoraj wieczorem przyjechalismy do Agry pociagiem. Pociagi sa podobne jak w Rosji, zreszta nasze doswiadczenie bylo mocno rosyjskie, bo jechalismy z dwiema rosyjskimi babuszkami, ktorym trzeba bylo pomoc dojechac do Agry, umiescic w hotelu, bo nie znaja angielskiego. Tak wiec trzeba bylo sobie przypomniec rosyjski;-) A pociagowe doswiadczenie polegalo na tym, ze w przedziale podobnym do rosyjskich plackartnych siedzielismy w cztery osoby, na stol wycignelismy wszelkie dobra konsumpcyjne, lacznie z krupniczkiem, ktory jeszczw zakupilam w Warszawie na bezclowym. Oczywiscie byly tez spiewy - Razcwietali jablaki i gruszy...

Dzis jestesmy w Agrze, gdzie powinnam byla zwiedzic Taj Mahal, ale ignorancja moja sprawila, ze wypozyczylismy rowery i wloczylismy sie po miescie, ogladajac Taj z zewnatrz, z parku. Za to widzialam malpy na wolnosci;-)
Doswiadczenie rowerowe w Indiach jest ciekawe - nauczylam sie wymijac riksze, rowerzystow, auta, krowy, osly i jezdzacych pod prad roznych dziwakow. Nie wiem jednak, czy trudniej sie jezdzi na rowerze tu, czy w Wawie.

piątek, 23 listopada 2007

jutro jadę!!

Wracając do poprzedniej wiadomości - placuszki nazywają się pakora i mogą mieć różne nadzienie.

Następna wiadomość będzie już z Indii...

wtorek, 20 listopada 2007

Indie w Warszawie, przygotowań c.d.

Wczoraj spotkałam się z bardzo miłym obywatelem Indii mieszkającym w Polsce, Toniwalią. I poznałam nieco rozmaite smaki Indii - masala chai: herbata z mlekiem i przyprawami, oraz różne jedzenia, których nazw już niestety nie pamiętam. Ale były takie placuszki z ziemniaków w panierce, był też pikantny ryż, który podobno wcale nie był pikantny... Do tego sosiki różne, głównie na bazie chili. Jak już się dowiem, jak się to wszystko nazywało, to napiszę.


Poniżej kilka fotek z restauracji indyjskiej - Tandoor Palace. Swoją drogą, bardzo polecam to miejsce, jest w centrum, blisko Pl. Zbawiciela.




Takie coś jedliśmy


W środku restauracji




Ja i Toniwalia