piątek, 7 grudnia 2007

Go(l)asy

No i znow jestem w beznadziejnej kafejce i nie moge wrzucic zdjec. No wiec bede tylko pisac, moze jutro pojdziemy w lepsze miejsce.
Bombaju rzeczywiscie nie zwiedzilam za wiele, moze nastepnym razem. Wczoraj po poludniu dojechalismy do Old Goa. W pociagu mielismy ciekawe miedzynarodowe towrzystwo - Rosjanke, ktora juz poznalismy rano, Belga - starego Hipisa mieszkajacego w Australii, Francuza, ktory zajmuje sie robieniem bizuterii i parka Hiszpanow.
W Goa klimat jest zupelnie inny niz w pozostalych znanych mi juz kawalkach Indii. Po pierwsze, w zwiazku z tym, ze jest to byla kolonia portugalska, jest cale mnostwo kosciolow katolickich i chrzescijanskich symboli religijnych, jak np. krzyze i kapliczki przydrozne. Nawet trafila sie pani, z ktora Jasiek gadal po portugalsku;-)
Architektura Old Goa bardziej przypomina te z Europy, choc akcentow orientalnych jest oczywiscie bardzo wiele. Ciekawe sa elementy religijnosci Hindusow-katolikow, ktorzy stoosuja wspolne z hinduistami metody oddawania czci miejscom i postaciom swietym. Jest to np. dekorowanie figur i obrazow kwiatami, a takze zdejmowanie butow przed kosciolem (choc to drugie moze robili po prostu Hindusi turysci, niekoniecznie katolicy).
W Old Goa zwiedzilismy bazylike Dobrego Jezusa (Bom Jesus), w ktorej znajduja sie relikwie sw. Franciszka Ksawerego, meczennika, ktory w Goa nawracal Hindusow na katolicyzm. Notabene cialo swietego nie zaznalo spokoju po smierci, bo zostalo rozwloczone po roznych miejscch kultu - tu reka, tam glowa, gdzie indziej ucho itd.
Z Old Goa pojechalismy do Panaji - i to, uwaga, stopem! Czekalismy na autobus, ale sie nie doczekalismy i postanowilismy pomachac na ciezarowki. Udalo sie, dojechalismy do skrzyzowania z Margao, a potem juz dalej autobusem. Z Margao ruszylkismy do najblizszego miejsca nad morzem - Colva. Tam najpierw poszlismy zjesc i okazalo sie, ze zamiast 100 rupii dalam panu 500. Na szczescie uczciwy czlowiek pobiegl za nami, zeby kase zwrocic - zwykle dajemy napiwki, ale nie az takie;) Ogolnie ludzie sa tu bardzo mili, dosc dlugo szukalismy noclegu, bo niestety juz sie zaczal sezon i ceny sa paskudnie wysokie. W koncu trafilismy do innej wioski - Banolim i znalezlismy mily, czysty i duzy pokoj (jeszcze nie spalismy w Indiach w tak wypasionych warunkach!). Mamy ok. 10 minut do plazy. Jest przepieknie - czyste morze, cieplutko. Wprawdzie jak wszedzie przychodza dop nas ludzie chcacy nam cos sprzedac - od bizuterii, przez ciuchy, po owoce i sprzet do czyszczenia uszu (!), ale wszystko sie tu odbywa w sposob o wiele bardziej stonowany niz gdzie indziej. No i mozna normalnie napic sie piwa - ceny nie sa wygorowane i nie trzeba pic spod stolu;-)Wczoraj wiec wypilismy co nieco na plazy i przy okazji spotkalismy juz naszego znajomego Hipisa z Australii.
A dzis leniwie lezelismy na plazy, plywalismy w cieplym, jak zupa morzu, wloczylismy sie po okolicy, mmmm, chyba zostaniemy tu na dluzej! Jutro w planie wynajecie rowerow i eksploracja troszke dalszej okolicy.

Brak komentarzy: